Życia paralelne – recenzja filmu „Sound of Falling”

Stanisław Sobczyk15 maja 2025 15:00
Życia paralelne – recenzja filmu „Sound of Falling”

Konkurs główny w Cannes to oczywiście w większości wielkie nazwiska i stali festiwalowi bywalcy, ale znajduje się tam miejsce i na filmy młodych reżyserów, które okazały się na tyle dobre czy interesujące, by trafić do oficjalnej selekcji. W tym roku jeszcze przed startem Cannes wiele dobrego mówiło się o Sound of Falling, nieco tajemniczym projekcie nieznanej, niemieckiej reżyserki. Sugerowano, jakoby to właśnie on mógł okazać się czarnym koniem w wyścigu o Złotą Palmę. Tak się składa, że to właśnie ten tytuł jest pierwszym, który premieruje w konkursie. Jak wypada Sound of Falling i czy rzeczywiście okaże się tegorocznym faworytem?

Film portretuje życia kilku różnych kobiet z niemieckiej wsi na przestrzeni wielu dekad, od czasów przed I wojną światową aż do współczesności.

Pierwszą rzeczą, jaka zwraca uwagę widza podczas seansu, a szczególnie w pierwszym akcie, jest dezorientująca narracja. Widzowi zajmuje chwilę, by zrozumieć, jak skonstruowane jest Sound of Falling i o co tak właściwie chodzi w bez przerwy mieszających się liniach czasowych. Mascha Shilinski nie stosuje prawie żadnej ekspozycji i długo zajmuje jej rozjaśnienie poszczególnych historii czy rodzinnych powiązań. Trzeba też zaznaczyć, że pojawiają się tu nawet bardziej skomplikowane zabiegi aniżeli tylko pomieszana chronologia, bo jest tu choćby nielinearna narracja wewnątrz nielinearnej narracji. Wszystkie tego typu rozwiązania są z początku trudne do przyswajania, ale czynią seans wyjątkowo interesującym przeżyciem. We wszystkich czterech liniach czasowych można znaleźć wiele powracających symboli czy paralelnych scen. To prowadzi też do kilku różnych tropów interpretacyjnych, a kiedy widz zacznie już je dostrzegać, nie będzie w stanie oderwać wzroku od ekranu. Pod tym względem najbardziej satysfakcjonujący i reprezentatywny dla konstrukcji całego filmu jest wątek Fritza, bohatera pozbawionego nogi, który od samego początku przewija się w kilku różnych miejscach na osi czasu. Reżyserka bardzo zdawkowo podaje informacje na jego temat, ale uczucie, które towarzyszy nielinearnemu odsłanianiu kolejnych kart i poznawaniu jego przeszłości, jest niezwykle angażujące.

Taka dezorientująca konstrukcja ma to do siebie, że przez długi czas trudno zrozumieć, o czym tak właściwie opowiada film. W pewnym momencie jednak, kiedy wątki poszczególnych bohaterek zaczynają się uzupełniać i tworzyć pewien schemat, z Sound of Falling wyłania się niezwykła historia o międzypokoleniowej traumie. Interesujące jest to, że mamy tu do czynienia z niemieckim kinem, a w tym wątki nazistowskiej przeszłości kraju rzutującej na losy kolejnych generacji są przecież nader obecne. Wiąże się z nią całe pokolenie twórców, którzy w latach 70. próbowali przepracowywać grzechy ojców i spuścizna takich filmów, jak Aguirre, gniew boży. Podczas gdy echa wojen i straszliwej przeszłości do dziś pobrzmiewają w niemieckiej kinematografii, Shilinski o dziwo wcale się na nich nie skupia. Reżyserka oczywiście pokazuje, jak wojny wpływają na życia poszczególnych ludzi, lecz w żadnym momencie nie traktuje ich jako przyczyny całego zła czy motywu przewodniego. W jej filmie traumy wynikają przede wszystkim z patriarchalnych podstaw społeczeństwa, klasowych uwarunkowań oraz rodzinnych nadużyć. Istotne jest także to, że autorka wyraźnie zaznacza, że wszystkie te patologie miały miejsce jeszcze na długo przed XX wiekiem i erą wielkich konfliktów. Ten wątek, który rozgrywa się chronologicznie najwcześniej, rozpoczyna się jeszcze przed wybuchem I wojny światowej, a bohaterowie mieszkający na wsi w regionie Altmark przez długi czas żyją w oderwaniu od niej.

Kluczowym wątkiem w Sound of Falling jest przemoc wobec kobiet i mowa tu o przemocy, która przybiera bardzo różne formy. Zmienia się w zależności od epoki, ale równocześnie jej mechanizmy i zachowania oprawców pozostają takie same. Interesujące jest też to, co i w jaki dokładnie sposób pokazuje Shilinski. Reżyserka przez większość czasu jest bowiem bardzo otwarta w portretowaniu cierpienia czy bólu. Mówiąc o śmierci, wielokrotnie operuje wizualnie szokującymi scenami ze zwłokami rodem z gotyckiego horroru. Nie unika też dosadnych obrazów seksualnych perwersji. Natomiast jeśli chodzi o przemoc seksualną wobec kobiet, reprezentuje skrajnie inne podejście i pozostaje niezwykle subtelna. Operuje półsłówkami, niedopowiedzeniami i drobnymi gestami, które mają tylko sugerować to, do czego mogło dojść. To podejście jest wyjątkowo interesujące, a przy tym nadaje filmowi nowy kontekst. Pokazuje, jak często seksualne nadużycia są przemilczane i ignorowane. W wiejskiej społeczności stanowią temat tabu – wszyscy o nich wiedzą, ale nikt nie zająknie się ani słowem. Sygnały dostrzegamy zresztą już na bardzo wczesnym etapie filmu. W jednej z pierwszych scen na dalszym planie widzimy molestowanie, traktowane przez wszystkich wokół jako naturalną rzecz, która zdarza się na zakrapianych spotkaniach. Shilinski w tym wątku wykazuje się niezwykłym wyczuciem, koncentrując się nie na epatowaniu wizualną przemocą, ale cierpieniu bohaterek. Cierpieniu, które zawsze ma miejsce we wnętrzu, w mrocznych myślach i powracających, traumatycznych wspomnieniach. Bo przecież kobiety nie mogą nikomu powiedzieć, co się stało i jak się z tym czują. Nie tylko ze względu na lęk przed oceną, ale i przez to, że doskonale wiedzą, że są rzeczy, o których się nie rozmawia. W świecie bohaterek Sound of Falling nie ma żadnych mechanizmów pomocy. Traumę trzeba przemilczeć, a ta będzie wracać w formie niekontrolowanych ataków śmiechu, innych bezwarunkowych reakcji ciała, a w najgorszym wypadku doprowadzi do tragedii i tytułowego „upadku”. To kultywowane przez wszystkie następne pokolenia tabu sprawia, że każda kolejna z bohaterek, choć żyje już w kompletnie nowych czasach, przeżywa to samo co jej poprzedniczki. Od wczesnych lat dzieciństwa wystawiana jest na patologie, których nikt jej nie wytłumaczy. Będzie wyrastać w kręgu cichej przemocy, nie radząc sobie z seksualnymi frustracjami i znajdując kolejne, niezdrowe sposoby na uciszanie traumy.

W tym kontekście wyjątkowo interesujący jest temat reinkarnacji, który pojawia się w Sound of Falling dość szybko. Na początku jako pojedyncze wspomnienia, później jako całe wizje i skomplikowane sieci powiązań. Idąc tym tropem interpretacji, łatwo można dojść do wniosku, że bohaterki są swoimi kolejnymi wcieleniami i, jak to mówi jedna z sióstr na początku filmu, „dzielą tę samą duszę”. Jeszcze ciekawsze jest to, że nie chodzi tu o tradycyjnie rozumianą reinkarnację i przechodzenie z ciała do ciała. Ta forma, którą proponuje Shilinski, ma bardziej symboliczny wymiar. Wszystkie z bohaterek tworzą pewien ogólny kolektyw, wszystkie niezależnie od epok mierzą się z tymi samymi traumami i doświadczają tych samych krzywd. Są obrazem setek lat wertykalnej przemocy, opresji i nadużyć. Bohaterki Sound of Falling są równocześnie jedną, tą samą kobietą i wszystkimi kobietami naraz.

kadr z filmu "Sound of Falling", reż. Mascha Shilinski
fot. Sound of Falling, reż. Mascha Shilinski, dystrybucja M2 Films

Podczas gdy wiele filmów rozgrywających się na przestrzeni kilku dekad skupia się na zachodzących w kulturze i społeczeństwie zmianach, Sound of Falling szuka raczej podobieństw. Dzieło Shilinski to opowieść o tym, jak historia zatacza koło, a my jako ludzie jesteśmy skazani na ciągłe powtarzanie błędów przodków. Zamknięci w okowach hierarchicznego społeczeństwa i ustalonych, kulturowych granic nie jesteśmy już zdolni do nowych rozwiązań. Wszystko, co robią bohaterki, w jakiś sposób bierze się z tego, co robiły ich poprzedniczki. Nawet ich przemyślenia, sny czy wizje są wtórne. I ten cykl ciągnie się w nieskończoność po obydwu stronach linii czasu, bo nawet przed Almą, chronologicznie pierwszą protagonistką Sound of Falling, była wcześniejsza dziewczynka o tym samym imieniu, wyglądzie i – jak wspomina jej siostra – duszy. Zresztą nie zmienia się też wszystko inne. Oprawcy, ich pozycja i zastany porządek świata. W jednym z monologów Angeliki, kolejnej bohaterki filmu, pada bardzo ciekawe przemyślenie. Parafrazując: „mówi się, że ludzi definiują ich czyny, ale tak naprawdę definiują ich miejsca”. Te słowa pozwalają spojrzeć na film Shilinski trochę szerzej, dostrzegając, jak kurczowo ludzie trzymają się narzuconych im kulturowych norm i adaptują do warunków. A w zamkniętym, rządzonym przez tabu świecie Sound of Falling, gdzie o problemach się nie rozmawia, a dusi je w sobie, przystosowanie rzeczywiście jest jedynym sposobem na przetrwanie.

Co ciekawe, stylistycznie Sound of Falling w wielu momentach korzysta z zabiegów typowych dla horroru. Trochę podobnie jak Magnus von Horn w zeszłorocznej Dziewczynie z igłą, Shilinski wykorzystuje elementy kina grozy, by opowiadać o strasznych wydarzeniach z życia rodziny. Wielokrotnie zetkniemy się w jej filmie z przerażającymi obrazami śmierci. Pojawiają się choćby pośmiertne zdjęcia utrzymane w mrocznej, epokowej sepii, ciekawie wykorzystujące motyw duchów. Klimat gotyckiego horroru szczególnie dobrze widać w wątku Almy, który najmocniej mierzy się z tematem odchodzenia, nawiązując przy tym do ogromnej umieralności dzieci w XIX i XX wieku.

Formalnie Sound of Falling to jeden z najciekawszych europejskich filmów ostatnich lat. Korzystający z różnych technik, pełnymi garściami czerpiący z horroru. Wielokrotnie spotykamy się tu z ciekawymi jazdami kamery, zabawami z punktem widzenia oraz ostrością. Operator, Fabian Gamper, ciekawie wykorzystuje też stylistykę starych fotografii, które w pewnym momencie stają się najmroczniejszym elementem produkcji. Bardzo podoba mi się również rola, jaką odgrywa w filmie dźwięk. Zarówno cisza, będąca wyrazem traumy i przemilczanego cierpienia, pojawiające się czasem piosenki oraz, co chyba najistotniejsze, szum, który może się w tej historii kojarzyć z tytułowym dźwiękiem spadania.

Sound of Falling to fascynujące studium pokoleniowej traumy, mechanizmów tabu oraz różnych form opresji stosowanej wobec kobiet. To z jednej strony niezwykle dopracowany scenariuszowo i formalnie projekt, z drugiej zaś opowieść naszpikowana fascynującymi przemyśleniami i tematami. A specyficzna konstrukcja filmu sprawia, że każdy ułoży sobie tę historię na własny sposób i podąży za tymi tropami interpretacyjnymi, które uzna za najciekawsze. To dzieło niezwykle ambitne, na swój sposób przytłaczające i wymagające. Nie każdy się w tej narracji odnajdzie, ale warto dać Sound of Falling szansę, bo dawno nie było w kinie filmu, który poruszałby tego typu tematy w tak oryginalny sposób.

Jeśli podoba się Wam nasza praca oraz działalność i chcecie nas wesprzeć, możecie nam postawić wirtualną kawę. To nam bardzo pomoże w rozwoju!Postaw mi kawę na buycoffee.to