Prawie dokładnie rok temu na ekrany polskich kin trafiło Piep*zyć Mickiewicza – szkolna komedia dla młodzieży, bazująca na koncepcie zaczerpniętym z niemieckiego filmu Szkolna imprezka, a przy okazji ewidentnie inspirowana takimi klasykami, jak Stowarzyszenie umarłych poetów czy Młodzi gniewni. Produkcję można było krytykować za wiele elementów: kuriozalną fabułę, żenujące dialogi, nachalną warstwę dydaktyczną czy usilne udawanie, że twórcy rozumieją współczesną młodzież. Jednak pomimo tego wszystkiego, trzeba przyznać, że produkcja odniosła wielki sukces. Dlatego już w maju zeszłego roku ogłoszono, że film doczeka się nie jednej, a dwóch kontynuacji. Piep*zyć Mickiewicza 2 trafiło już do kin i okazało się nawet gorsze niż jego poprzednik.
Do słynnej klasy IIIB trafia nowy uczeń, znajdujący się w spektrum autyzmu Korek. Traktowanemu źle w szkole chłopakowi postanawiają pomóc Dante, Mietek i Cegła, którzy pokazują mu, jak podrywać dziewczyny z klasy.
Choć obydwie części Piep*zyć Mickiewicza są podobnie nieudane, jest pomiędzy nimi ogromna przepaść. Otóż pierwszy film, pomimo całego bagażu wad i głupot, był po prostu zabawny. Miał w sobie mnóstwo scen tak absurdalnych i przerysowanych, że wywoływały u widza śmiech. Wystarczy przypomnieć, że film kończył się bijatyką nastolatków z handlującymi narkotykami gangsterami, a to wszystko na szkolnym boisku. Tymczasem w Piep*zyć Mickiewicza 2 przez większość czasu po prostu nic się nie dzieje. Zamiast szkolnej komedii absurdów jest nijaki romans, w którym tylko raz na jakiś czas któraś z postaci rzuca jakimś czerstwym żartem. Nie widać też żadnego pomysłu na rozwój poszczególnych bohaterów, bo wszyscy kończą w tym samym miejscu, w którym zaczynali. Największym zawodem dla wszystkich tych, którzy bawili się dobrze oglądając jedynkę będzie to, że w dwójce praktycznie znika odgrywany przez Dawida Ogrodnika Jan Sienkiewicz. Ekscentryczny polonista, który był sercem poprzedniego filmu i źródłem większości humoru, zmienia się w postać trzecioplanową, która pojawia się tylko raz na kilkadziesiąt minut, by powiedzieć uczniom coś pouczającego i zniknąć. Decyzja ta jest idiotyczna na każdym polu i gdybym miał strzelać, to powiedziałbym, że była zapewne czysto pragmatyczna i mogła wynikać z napiętego grafiku Ogrodnika.
Podczas gdy pierwsze Piep*zyć Mickiewicza skupiało się na wątku patologicznych uczniów, odkrywających drzemiący w nich potencjał, drugie w dużym stopniu stawia na romans. Na pierwszy plan wychodzi historia o tym, w jaki sposób chłopcy z klasy IIIB traktują swoje koleżanki. Pod tym względem film często wpada w dydaktyczny ton i zamienia się w swoistą lekcję wychowania do życia w rodzinie. Kolejni dorośli informują uczniów i widzów o tym, że uprzedmiotawianie kobiet jest złe, relacje romantyczne powinny być szczere, a pornografia nie jest wiarygodnym obrazem seksu. Wszystkie te morały można oczywiście uznać za wartościowe, szkoda tylko, że twórcy przekazują je w tak łopatologiczny, nudny sposób, często wręcz wpychając szkolne formułki w usta postaci. Z wątkami miłosnymi w klasie IIIB łączy się też kontynuacja relacji Dantego i Nel. Niestety i ten element wypada kiepsko. Bohaterowie kłócą się, rozstają, wyznają sobie miłość i do siebie wracają. Wszystko to bez jakichkolwiek emocji, oparte na schematach obecnych w większości młodzieżowych romansów.
Jest w Piep*zyć Mickiewicza 2 jeszcze jeden wątek powiązany z zupełnie nową postacią, który uważam za absolutnie najgorszy. Na początku filmu do klasy IIIB trafia nowy uczeń, Korek, który jest osobą w spektrum autyzmu. Za pomocą jego historii twórcy chcą pokazać problemy związane z prześladowaniem ze strony innych uczniów i nauczycieli w polskich szkołach. Założenie jest szczytne, ale wykonanie absolutnie fatalne. Cały problem z postacią Korka polega na tym, że cały jego charakter zostaje sprowadzony do karykatury autyzmu i powielania stereotypów z nim związanych. Chłopak lubi pociągi, nie rozumie żartów i nie potrafi rozmawiać z innymi ludźmi. Zdaje się, że dla twórców nie jest bohaterem z krwi i kości, a jedynie scenariuszowym narzędziem. W filmie nie ma wątku, który nie byłby związany z jego zaburzeniem, Korek albo służy za zupełnie nietrafiony comic relief, albo jest metodą na wywoływanie u widzów smutku. Reprezentacja w kinie jest ważna i dobrze, że ktoś chciał zawrzeć w polskiej komedii dla młodzieży osobę, która znajduje się w spektrum autyzmu, ale czy naprawdę nie dało się tego zrobić trochę subtelniej, bez powielania tak głupich stereotypów jak obsesja na punkcie pociągów?
Już przy pierwszej części twórcom udało się zebrać całkiem niezłą obsadę młodych aktorów. Ponownie to właśnie ci wcielający się w uczniów liceum wypadli najlepiej. Są charyzmatyczni, a chemia między nimi sprawia, że można nawet zapomnieć o fatalnych dialogach i nietrafionych żartach. Dużym rozczarowaniem w Piep*zyć Mickiewicza 2 okazał się natomiast Dawid Ogrodnik. W pierwszej części swoim ekscentrycznym stylem i charyzmą aktor potrafił bawić w wielu scenach, w drugiej gra tak, jakby był na planie za karę. Z jednej strony zawiódł scenariusz, który daje mu same drętwe kwestie, przeważnie będące pustymi, szkolnymi mądrościami. Z drugiej u samego Ogrodnika też nie widać zbytniego zaangażowania. Nawet w tych kilku scenach, które ma do dyspozycji, sprawia wrażenie sztywnego i nieobecnego.
Pierwsze Piep*zyć Mickiewicza na pewno nie było dobre. Film, mimo że momentami zabawny i sprawdzający się jako rozrywka przyjmowana z dużą dawką ironii, okazał się scenariuszowo i reżysersko niekompetentny, desperacko silił się na młodzieżowość i był po prostu głupi. Do tej długiej listy wad Piep*zyć Mickiewicza 2 dodaje jeszcze jedną – nudę. Druga odsłona cyklu to leniwe ciągnięcie wątków pozbawione nowych pomysłów, odejście od jedynej ciekawej postaci z części pierwszej i mnóstwo nachalnego, dydaktycznego tonu. Twórcy balansują gdzieś na granicy rzeczywistej rozrywki dla młodzieży i kina edukacyjnego, które przez wątek seksu czy Korka wpycha widzowi w twarz płytkie morały. Ale może to tylko ja, bo sequel, podobnie jak oryginał, zarabia duże pieniądze w kinach, a Piep*zyć Mickiewicza 3 pewnie pojawi się na ekranach szybciej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.