Young Americans, sekcja odbywająca się już po raz kolejny w ramach American Film Festival, to przestrzeń dla młodych twórców i ich nowych podejść do kina coming-of-age. Amerykańscy reżyserzy mówią o współczesnych problemach, dorastaniu i wchodzeniu w dorosłe życie, często posługując się przy tym własnymi doświadczeniami. Ciekawą perspektywę na temat dojrzewania przyjął Chris Merola, którego pełnometrażowy debiut, Lemoniadowy chrzest, znalazł się w tegorocznej selekcji Young Americans. Twórca opowiada bowiem o nastoletnich latach, problemach z rodzicami i pierwszej miłości z perspektywy konserwatywnego, katolickiego wychowania.
John, nastoletni syn rozwiedzionych rodziców, trafia do katolickiego liceum, w którym nacisk kładziony jest nie tylko na lekcje, ale i duchową posługę. Chłopak poznaje tam Lilith i od razu się w niej zakochuje. Spotka go jednak prawdziwy szok, gdy odkryje, że dziewczyna wcale nie jest oddana religijnym naukom tak jak on.
Lemoniadowy chrzest to w zasadzie idealny przykład amerykańskiego coming-of-age. Film ma absolutnie wszystkie elementy, które kojarzą się z tym gatunkiem: trudną relację z rodzicami, pierwszą miłość, wątek rozwodu i problemy ze szkołą. Trudno znaleźć tu jakieś rzeczywiście oryginalne elementy, jednak nie zmienia to faktu, że debiut Meroli sprawdza się w swojej konwencji bardzo dobrze. To produkcja inteligentnie napisana, dojrzała, sprawnie lawirująca między komedią a dramatem. I nawet jeśli można narzekać na pewną wtórność, która jest zresztą dostrzegalna w bardzo wielu przedstawicielach omawianego gatunku, bardzo prawdopodobnym jest, że widzowie, którzy podczas American Film Festival zdecydują się na seans Lemoniadowego chrztu, będą się bawić świetnie.
Jest jednak pewien temat, który w coming-of-age nie przewija się wcale tak często, a w Lemoniadowym chrzcie stanowi jeden z głównych obszarów zainteresowań twórcy. Chodzi tu o katolickie wychowanie i wpajane dzieciom konserwatywne wartości. Merola często zaznacza ten wątek subtelnie – na przykład w jednej ze scen lekcji uczniowie słyszą od swojego nauczyciela, że nie powinni wierzyć bezmyślnie w globalne ocieplenie. Katolickie nauki mają jednak szczególny wpływ na głównego bohatera, kiedy słyszy od jednego z edukatorów, że jeśli będzie doprowadzał dziewczynę do jakichkolwiek aktywności cielesnych przed ślubem, ta zmieni się w „szmatę” i już nikt nie będzie się chciał z nią ożenić. Cały ten wątek to zarówno zabawny, jak i przerażający obraz tego, jak dzieciom w konserwatywnych, amerykańskich szkołach wpajane są szkodliwe, redpillowe treści i jak idiotyczną wojnę płci podsyca się już od najmłodszych lat.

Cały Lemoniadowy chrzest to zresztą wyraźna, ostra krytyka katolickiego wychowania. Przedstawienie tego, jak wpajane młodym Amerykanom poczucie winy niszczy ich samoocenę, system moralności i relacje z rówieśnikami. John, bohater filmu, czuje się stłamszony, z jednej strony bombardowany konserwatywnym światopoglądem matki i szkoły, z drugiej demoralizowany przez buntowniczą Lilith, z trzeciej jeszcze poszukujący uwagi od nieobecnego ojca. Przy obecnej sytuacji w USA, gdzie młodzi ludzie ze strony prywatnych szkół i skręcającego w prawą stronę internetu są zalewani szkodliwymi treściami i pruderyjnym, szowinistycznym obrazem relacji damsko-męskich, Lemoniadowy chrzest stanowi naprawdę istotny komentarz.
Nawet jeśli w pozostałych sferach film Meroli jest wtórny czy sztampowy, trzeba mu oddać, że pozostaje szczery i inteligentny w ukazywaniu trudnych, nastoletnich relacji i dojrzewania. Cała relacja romantyczna Johna z Lilith przez większość czasu jest po prostu zabawna, ale w finale potrafi zaskoczyć inteligentnymi wnioskami i celnie zdiagnozować wiele z problemów nastoletnich, pierwszych związków. Podobnie jest z historią matki, która choć nadopiekuńcza i wpajająca synowi konserwatywne wartości, nigdy nie ma złych intencji i musi się nauczyć, że powinna zapewnić synowi autonomię i pozwolić mu popełniać własne błędy. Dzięki inteligentnym dialogom i czułości, z jaką Merola podchodzi do swoich bohaterów, w Lemoniadowym chrzcie każdy będzie mógł znaleźć coś dla siebie. Odkryć na nowo własne problemy i odczucia z okresu dojrzewania.
Lemoniadowy chrzest to przykład dobrego coming-of-age. Takiego, w którym udało się połączyć ze sobą lekki humor, błyskotliwe dialogi i poważniejsze treści. Film idealny na seans podczas American Film Festival – luźny, zabawny, ale i naprawdę mądry. Może i nie ma tu wiele nowych refleksji w obrębie gatunku, jednak wartościowa okazuje się już sama krytyka katolickiego wychowania i perspektywa, jaką obiera Merola.
Lemoniadowy chrzest będziecie mogli zobaczyć już niedługo na 16. TAURON American Film Festival we Wrocławiu. Film trafił do sekcji Young Americans, której Immersja drugi rok z rzędu jest partnerem medialnym. Festiwal potrwa od 6 do 11 listopada, zaś sekcja online będzie dostępna do 23 listopada.

