Ziarno prawdy w legendzie muzyki – recenzja filmu „Kompletnie nieznany”

Stanisław Sobczyk27 grudnia 2024 19:00
Ziarno prawdy w legendzie muzyki – recenzja filmu „Kompletnie nieznany”

W 2005 roku, kiedy biografie muzyków nie były jeszcze aż tak prominentnym gatunkiem w Hollywood, na ekrany kin trafił Spacer po linie, opowiadający historię słynnego piosenkarza country, Johnny’ego Casha. Produkcja cieszyła się wówczas dużym powodzeniem, zdobywając kilka nominacji do Oscara i jedną statuetkę. Od 2005 wiele się jednak zmieniło. Powstało kilkadziesiąt nowych biografii muzycznych (przeważnie niestety zupełnie nieudanych), a James Mangold, reżyser Spaceru po linie zmienił repertuar, kręcąc między innymi dwa filmy z Wolverine’em, szeroko docenione Le Mans ’66 oraz nowego Indianę Jonesa. Teraz jednak postanowił wrócić do gatunku i opowiedzieć historię innego muzyka, który, co ciekawe, z Johnnym Cashem znał się bardzo dobrze. Mowa tu o Bobie Dylanie, którego biografia, Kompletnie nieznany, trafia właśnie na ekrany kin w USA.

Jest rok 1961. Do Nowego Jorku przyjeżdża młody chłopak, Bob Dylan, którego cały majątek ogranicza się do gitary i kilku drobnych. Marzy o poznaniu Woodiego Guthriego, swojego idola, który obecnie przebywa w szpitalu. Przypadkiem spotyka jego przyjaciela, znanego muzyka folkowego Pete’a Seegera, który dostrzega w nim ogromny potencjał. Dzięki jego wsparciu i zapoznaniu z wpływowymi producentami już niedługo nazwisko Dylan będzie znała cała Ameryka.

Choć raz na jakiś czas pojawiają się w kinach takie perełki, jak Rocketman czy Elvis, większość biografii muzycznych powstających w Hollywood wygląda identycznie. Twórcy ciągle kopiują te same schematy czy archetypy postaci. W tego typu produkcji zawsze musi się pojawić motyw sławy niszczącej życie, uzależnienie od narkotyków lub alkoholu, burzliwa relacja z płcią przeciwną i zły manager wykorzystujący głównego bohatera. Jako, że większość z tych elementów była widoczna także w Spacerze po linie, tego samego spodziewałem się po Kompletnie nieznanym. Tymczasem czekało mnie zaskoczenie, bo Mangold portretuje Dylana zupełnie inaczej niż Casha. Zamiast podłego managera pojawia się dużo bardziej niejednoznaczny Pete, który mimo konfliktu z Bobem pozostaje postacią pozytywną. Temat nadmiernego stosowania alkoholu występuje w kilku scenach, ale na szczęście nigdy nie przeradza się w pełnoprawny wątek. Najciekawsze jest jednak to, jakie piętno na Dylanie odciska sława. Bohater bowiem wcale nie zmienia się szczególnie pod jej wpływem, na wzrastającą popularność reagując nie hulaszczym trybem życia, ale dyskomfortem. To wszystko czyni Kompletnie nieznanego zaskakująco ciekawym projektem. Podczas seansu czułem, że oglądam film, który rzeczywiście próbuje się wgłębić w charakter Dylana, a nie tylko kolejny hollywoodzki biopic.

fot. Kompletnie nieznany, reż. James Mangold, dystrybucja Disney

Świetnym pomysłem było nieadaptowanie całego życia Dylana, a skupienie się na jego krótkim wycinku i zaledwie kilku początkowych latach kariery. Kompletnie nieznany zaczyna się w 1961, a kończy w 1965 roku, wtedy kiedy muzyk zredefiniował cały swój styl. Widać, że Mangold najbardziej chciał się skupić na istocie wizjonerskości Dylana i tym, w jaki sposób starła się ona z zamkniętymi głowami ówczesnych folkowych muzyków. Jego film to opowieść o odwiecznej walce tradycji z chęcią zmian, konflikcie pokoleń. W tym przypadku starą szkołę reprezentuje Pete Seeger, piosenkarz marzący o tym, żeby folk trafiał także do młodych ludzi. Mężczyzna śpiewa wesołe piosenki, brzdąkając na sympatycznie brzmiącym bandżo i prowadząc edukacyjny program telewizyjny. Jest oczywiście utalentowanym muzykiem, ale nie ulega wątpliwości, że wszystkie największe sukcesy ma już za sobą. Pete sam także zdaje sobie z tego sprawę, więc kiedy poznaje Boba i dostrzega, jak ten niepozorny nastolatek potrafi porwać tłumy, uznaje, że to właśnie on jest przyszłością muzyki folkowej. Seeger jest zachwycony, słuchając Dylana śpiewającego w Newport The Times They Are A-Changing – piosenkę o zmianie pokoleń. Kilka lat później jest jednak przerażony, gdy słowa ballady się ziszczają, a Bob rzeczywiście zaczyna rewolucjonizować jego ukochany gatunek. Chłopak ma zamiar wprowadzić do swojej muzyki elektroniczne brzmienia, a to dla Seegera i jego kolegów po fachu jest niedopuszczalne. Mangold buduje ten konflikt, nie portretując Pete’a jako antagonisty. Mężczyzna do końca ma dobre intencje, on po prostu nie jest w stanie pogodzić się z tak gwałtowną zmianą. To ciekawe, że Seeger całkowicie wspiera zachodzące w Stanach przemiany polityczne, wielokrotnie stając po stronie uciemiężonych czarnych, ale nie jest w stanie poradzić sobie z tym, że muzyka, którą kocha i którą wykonywał przez całe życie, miałaby się rozwijać. Piosenkarz promuje folk w telewizji, tworzy przystępne, wesołe piosenki, ale nie stać go na prawdziwie radykalną reformę stylu. Dlatego jest tylko bardzo dobrym muzykiem, a nie geniuszem jak Dylan.

Cały wątek konfliktu pokoleń to nie tylko uniwersalna opowieść o stale zachodzących w sztuce zmianach, ale i wyraźne pokazanie tego, co czyniło Boba Dylana tak znaczącym, wyjątkowym muzykiem. Rzadko reżyser w biografii tak wyraźnie podkreśla, na czym polega geniusz portretowanego artysty i jak jego podejście do sztuki różni się od tego szeroko przyjętego. W Kompletnie nieznanym bardzo wyraźnie widać, czemu Dylan przewyższył wszystkich, którzy byli przed nim. Po pierwsze dlatego, że był muzykiem zmiennym. Cały czas starał się wymyślać siebie na nowo, nie bał się sięgać po ryzykowne rozwiązania. Podczas gdy Seeger czy Cash trzymali się sprawdzonego repertuaru, śpiewając folkowe ballady, on nie ograniczał się do jednego gatunku czy instrumentu. Wprowadzał do swojej muzyki elektroniczne brzmienia, łamiąc przyjęte w jego środowisku dogmaty. Po drugie i znacznie mniej oczywiste, Dylan nie robił muzyki dla nikogo. Choć zawsze wrzucany w różne szufladki, jemu nigdy nie zależało na tym, by przypodobać się konkretnym słuchaczom. On po prostu robił swoje, a idąca za tym sława była tylko nieszczególnie przyjemnym efektem ubocznym. Bobowi nie robi różnicy, czy śpiewa dla wypełnionej po brzegi sali koncertowej czy kilku osób siedzących w lokalnym barze. Film wielokrotnie podkreśla, że Dylan nie chce spełniać oczekiwań swoich fanów. Kiedy podczas występu z Joan, ta prosi go, by zaśpiewali Blowin’ in the Wind, ten odpowiada, że powinni wykonać coś nowego, bo przecież ludzie mogą już posłuchać tej piosenki na płycie. Choć wielokrotnie arogancki, widać, że Bob to prawdziwy muzyczny geniusz, którego podejście jest równie radykalne, co wizjonerskie. Dylan wyprzedza otaczających go muzyków o dekadę, jest w zasadzie uosobieniem zachodzącej w świecie sztuki zmiany. Najlepiej podsumowuje to jeden z jego producentów, zwracając się do Seegera – „Podczas gdy wy sprzedajecie świeczki, on ma do zaoferowania żarówki”.

fot. Kompletnie nieznany, reż. James Mangold, dystrybucja Disney

Jest jeszcze jedna rzecz, która niezwykle urzeka mnie w tym, w jaki sposób Mangold portretuje Dylana. Bo choć reżyser wyraźnie zaznacza, że jest prawdziwym geniuszem, jeśli chodzi o muzykę, to wcale nie jest szczególnie dobrym człowiekiem. Dość szybko możemy się zorientować, że Bob jest skupiony tylko na sobie, a przy okazji cały jego wizerunek to oszustwo. Urok anonimowości polega na tym, że można wymyślić swoją własną personę. A Dylan, dziwny nastolatek z Minnesoty pojawiający się znikąd w Nowym Jorku, tworzy romantyczną historię, w której całe życie spędził w cyrku wśród odmieńców, ucząc się akordów od podróżujących kowbojów. Wszystko to oczywiście tylko bajka, pięknie napisana legenda, idealnie skrojona pod wizerunek początkującego muzyka folkowego. Zmyślone jest nawet nazwisko Dylan, bo Zimmerman nie brzmiałoby najlepiej na scenie. Właśnie to stałe budowanie swojej legendy i ukrywanie emocji pod grubymi nićmi szytą opowieścią i charakterystycznymi ciemnymi okularami sprawiają, że z Bobem tak ciężko się dogadać. Sylvie, dziewczyna muzyka, w pewnym momencie wyrzuca mu, że choć są razem już jakiś czas, tak naprawdę nic o nim nie wie. Z wizerunku Dylana naśmiewa się później też występująca z nim Joan. Przy tym wszystkim młody piosenkarz jest też skrajnie skupiony na sobie. Dylan wielokrotnie zachowuje się źle wobec najbliższych. Kompletnie nie dba o uczucia Sylvie, co ostatecznie rujnuje ich związek, traktuje Joan z wyższością, a Pete’a, który tak naprawdę pomógł mu rozpocząć karierę, od pewnego momentu ignoruje. Ponadto Mangold w ogóle nie czuje potrzeby usprawiedliwiania swojego bohatera. Dylan nie ma wyrzutów sumienia, do końcu pozostaje skupionym na sobie arogantem, który zostawia za sobą spalone mosty. W końcu prawda jest taka, że największy sukces odnoszą nie najmoralniejsi czy najmilsi, lecz ci, którzy potrafią podjąć ryzyko i sprzeciwić się przyjętym normom.

Timothée Chalamet jest w tym momencie jednym z najbardziej rozchwytywanych aktorów w Hollywood. Przełomowy występ w Tamtych dniach, tamtych nocach, ogromna rola w Diunie i wiele innych pamiętnych kreacji. Nic więc dziwnego, że tak jak każdego pierwszoligowego aktora, musiała go prędzej czy później czekać też rola biograficzna. Mimo początkowych obaw, trzeba przyznać, że Chalamet jako Dylan jest rewelacyjny, a jego występ rzeczywiście należy do najbardziej udanych w tym sezonie. Aktorowi udało się wykreować wielowymiarową, interesującą postać, która nie jest tylko pustą laurką. Chalamet bardzo wiarygodnie oddaje swojego bohatera, przedstawiając nie tylko jego mimikę i gesty, ale i całą otoczkę. Udaje mu się już samymi ruchami, sposobem chodzenia czy zachowaniem na scenie pokazać, jak niezręczny i wycofany był Dylan. Cały ten równie wyrazisty co aspołeczny styl piosenkarza nie ma go uszlachetniać. Szczególnie, że Mangold i Chalamet wielokrotnie podkreślają, że wszystko to jest tylko zmyśloną kreacją. Warto podkreślić też, że to nie jest rola skrojona tylko pod nagrody. W Kompletnie nieznanym nie znajdziemy żadnego podniosłego monologu protagonisty, żadnej sceny, która miałaby służyć tylko jako reklamówka dla aktora. W końcu tego typu patetyczne gesty to przeciwieństwo stylu Dylana. Chalamet zasługuje także na ogromną pochwałę ze względu na sceny muzyczne. Nie dość, że osobiście fantastycznie wykonał utwory piosenkarza, to jeszcze wypadł świetnie na scenie. W scenach koncertowych nie ma szarżowania czy przesady, jest za to mnóstwo subtelnego pokazywania emocji targających Dylanem.

fot. Kompletnie nieznany, reż. James Mangold, dystrybucja Disney

Równie dobrze co Chalamet wypadła cała reszta obsady. Najmocniejszy na drugim planie jest Edward Norton, wcielający się w Pete’a Seegera. Aktor mógł łatwo popaść w karykaturę, udało mu się jednak przedstawić muzyka w bardzo wiarygodny, szczery sposób. Jego Pete’a po prostu się lubi i nawet pod koniec filmu, kiedy ten ewidentnie nie ma racji, jesteśmy go w stanie rozumieć. Norton radzi też sobie świetnie w duecie z Chalametem. Wraz z upływem filmu widzimy, jak w relacji bohaterów odwraca się układ sił. Główna rola kobieca w Kompletnie nieznanym przypadła Elle Fanning i nie jest to może występ zachwycający, ale z pewnością solidny. Aktorka jest charyzmatyczna, najlepiej wypada w scenach kłótni z Dylanem, ale ostatecznie ginie trochę w zalewie pozostałych wątków, a jej finałowy monolog okazuje się zbyt ckliwy i hollywoodzki. Dużo większe wrażenie zrobiła na mnie Monica Barbaro, która wciela się w Joan Baez, sceniczną i życiową towarzyszkę Dylana. Jest to zaskakująco silna, wyrazista postać, która potrafi sprzeciwić się głównemu bohaterowi i wytknąć mu błędy w twarz. Jej wątek jest bardzo podobny do tego, który mogliśmy oglądać w Spacerze po linie, z tą różnicą, że ma zupełnie inny wydźwięk i zakończenie. Bardzo się cieszę, że tym razem Mangold nie romantyzuje toksycznych relacji, zamiast tego portretując Joan jako niezależną postać, która potrafi odciąć się od Dylana i stanąć na własnych nogach. W Kompletnie nieznanym pojawia się także Johnny Cash, główny bohater Spaceru po linie. Tym razem wciela się w niego Boyd Holbrook, z którym Mangold od kilu lat współpracuje regularnie. To imponujące, że na przestrzeni trzech krótkich scen aktorowi udało się oddać charyzmę i cały fenomen Casha lepiej niż Phoenixowi przez ponad dwie godziny. Holbrook jest przerysowany, ale w przypadku tego bohatera idealnie to pasuje. To showman, który od razu zwraca na siebie uwagę wszystkich wokół, a kiedy wchodzi w światło reflektorów, nikt nie potrafi się mu oprzeć. Cash to także świetna przeciwwaga dla Dylana. Podczas gdy początkujący muzyk stoi niezręcznie na scenie, do dyspozycji mając tylko stare instrumenty i własny głos, legenda country wymachuje swoją gitarą, porywając tłumy bardziej bijącą od niego energią aniżeli wykonywaną muzyką.

Jeśli chodzi o stronę wizualną, Kompletnie nieznany jest bardzo dobry, choć jak zwykle u Mangolda ciężko tu mówić o jakimś szczególnie wyrazistym stylu. Zdjęcia są bardzo ładne, stylizowane na kino lat 60. i 70. Niektóre sceny, w których Dylan chodzi po Nowym Jorku, mogą przywodzić na myśl choćby kultowego Nocnego kowboja. Poza tym ciężko się tu czymś zachwycać. Film po prostu bardzo dobrze oddaje realia epoki – najlepiej widać to chyba w świetnej charakteryzacji, bo i Chalamet i Norton są bardzo podobni do swoich pierwowzorów.

Kompletnie nieznany to jedna z tych biografii muzyków, które rzeczywiście mają pomysł na siebie i wgłębiają się w portretowaną postać. Dylan w obiektywie Mangolda to bohater z krwi i kości – mały, egoistyczny człowiek i wielki, wizjonerski artysta. Oglądając film można rzeczywiście zrozumieć, skąd pochodzi jego legenda i czemu to właśnie on w latach 60. odniósł tak kolosalny sukces. Film jest też dość uniwersalną opowieścią o konflikcie pokoleń i znaczeniu zmiany w sztuce. Oczywiście Kompletnie nieznany ma swoje problemy. Nie wszystkie wątki dostają wystarczająco miejsca, a James Mangold od zawsze był wyrobnikiem i to czasami czuć. Jednak nadal udało mu się nakręcić świetny film, który potrafi spojrzeć na artystę z nowej, ciekawej perspektywy, unikając większości grzechów gatunku. Tutejszy Dylan jest kompletnie różny od standardowych przedstawień muzyków w Hollywood. On wcale nie musi przejść radykalnej zmiany, na nim sława wcale nie odciska wielkiego piętna, wreszcie jego geniusz i wady wcale nie muszą być usprawiedliwiane wydarzeniami z życia. Kompletnie nieznany wyraźnie pokazuje, że Dylan był prawdziwym wizjonerem, ale jego legenda została po części wykreowana. I właśnie takie niejednoznaczne, pozbawione czołobitności spojrzenie na postać jest w biografiach najbardziej wartościowe.

Kompletnie nieznany trafi na ekrany kin 17 stycznia. Obecnie w całej Polsce odbywają się jego przedpremiery.

Jeśli podoba się Wam nasza praca oraz działalność i chcecie nas wesprzeć, możecie nam postawić wirtualną kawę. To nam bardzo pomoże w rozwoju!Postaw mi kawę na buycoffee.to