Nie wiedziałem, że producentem Sorry, Baby jest Barry Jenkins, twórca tak znakomitych utworów jak Moonlight czy Kolei podziemna. A jednak gdy w napisach końcowych ujrzałem jego nazwisko, wydało mi się to tak bardzo oczywiste. Jenkins w ciągu ostatnich lat okazał się przecież znakomitym mentorem i pomógł zadebiutować kilku wyjątkowym twórcom. To człowiek o niesamowitej wrażliwości i spostrzegawczości, który doskonale potrafi dostrzec wartą opowiedzenia historię, a następnie zapewnić artyście jak najlepsze warunki do pracy. Pod jego czujnym okiem powstało Aftersun czy The Last Black Man in San Francisco. Filmy debiutanckie, z jednej strony zupełnie różne, a z drugiej bardzo podobne: każdy był intymnym, przejmującym portretem wyjątkowych postaci. Oba obrazy były niemal boleśnie osobistym wyznaniem i rozliczeniem, które jednocześnie przemawiało do najgłębiej skrytych uczuć każdego widza.
Sorry, Baby to kolejna perełka, która mogłaby nigdy nie powstać gdyby nie mentorska opieka Jenkinsa. Reżyser nie potrzebował wiele, już po krótkich filmikach publikowanych na Instagramie twórczyni Sorry, Baby wiedział, że ma ona znakomity zmysł reżyserski. Widział ten talent, zanim dostrzegła go sama Eva Victor.
Chociaż bohater tego tekstu to pełnometrażowy debiut Victor, to bynajmniej nie jest początkiem jej artystycznej kariery. Eva (będąca osobą niebinarną, ale posługującą się również żeńskimi zaimkami) z wykształcenia jest komikiem. Świetnie odnajduje się zarówno w improwizacji jak i oskryptowanych skeczach, regularnie wplatając w swoje dialogi i monologi feministyczne i prospołeczne tematy. Komediowe korzenie są zresztą nie bez znaczenia w przypadku Sorry, Baby, które na ten moment okazuje się jednym z najzabawniejszych, a przy tym emocjonalnie najdojrzalszych filmów roku.
Historia jest banalna. Film to ciąg epizodów z życia początkującej wykładowczyni uniwersyteckiej, Agnes. Chociaż całość zaczyna się niewinnie, od radosnego spotkania z byłą współlokatorką, szybko orientujemy się, co będzie głównym tematem filmu i z czym od paru lat nasza bohaterka się zmaga.
Sorry, Baby to kino terapeutyczne, ale w bardzo delikatny, nienachalny sposób. Nie oferuje rozwiązań, prostych odpowiedzi. Nie ma tu żadnych wielkich gestów, wybuchów emocji. Nie dochodzi do zmieniających życie konfrontacji, nikogo nie spotyka definitywne oczyszczenie. Eva Victor, chociaż jest debiutantką, to jest twórczynią zdecydowanie zbyt dojrzałą na takie rozwiązania. Nie pozwala swojej bohaterce topić się w nieskończonym smutku i rozżaleniu, zamiast tego wnosząc do jej życia mnóstwo humoru — zarówno tego skrytego w rozmowach z bliskimi jak i tego sytuacyjnego. Celem widza nie jest wyciągnięcie z Sorry, Baby żadnych patetycznych lekcji. Zamiast tego jest po prostu obserwatorem kilku fragmentów z czyjegoś życia. Ważnych, ale nie jedynych. To, co wyróżnia świetnych scenarzystów to umiejętność zbudowania świata, który żyje i funkcjonuje bez widza. Takiego, w którym czujemy, że istniał bez nas i dalej będzie, już po napisach końcowych. Historia nie kończy się wraz z ostatnią sceną, jedynie nasz udział w niej dobiega końca. Właśnie ta sztuka doskonale udaje się Victor, jej scenariusz jest precyzyjny, a struktura bardzo konkretna i spójna. Wszystko w tym filmie jest na swoim miejscu, każdy wątek idealnie łączy się z innymi — Eva nawet na moment nie traci z oczu swojej bohaterki i nie pozwala by ciągłe zmiany czasu i przestrzeni wybijały ją z rytmu. Kompletnie nie potrzebuje tanich rozwiązań fabularnych czy sztucznie konstruowanych punktów kulminacyjnych by jej historia musiała w odpowiedni sposób wybrzmieć. Nawet finałowy monolog Agnes sprawia wrażenie bardziej naturalnego sposobu wyrażenia samej siebie przez bohaterkę, niż wielkiego, dramatycznego podsumowania. Styl pisarski Victor na wiele sposobów przypomina ten Kennetha Lonergana, a Sorry, Baby i Manchester by the Sea mają ze sobą naprawdę dużo wspólnego — nie tylko styl prowadzenia narracji, rezygnacje z dydaktyzmu i poszukiwania rozwiązań, skupienie na eksploracji uczuć bohaterów, ale również sposób wykorzystania humoru.
Imponujący jest też fakt, że Victor wciela się również w główną rolę. Ciężko zresztą powiedzieć czy bardziej zachwyca pracą przed czy za kamerą. Również w aktorstwie pozostaje konsekwentna, tak jak unika wielkich gestów w scenariuszu, tak jej kreacja jest bardzo kontrolowana i stonowana. Chociaż historia daje ku temu wiele, wiele okazji to Victor w żadnym momencie nie szarżuje, nie wybucha, nie próbuje szantażem zdobyć współczucia i sympatii widza. Pozostaje cicha, wycofana i bardzo naturalna, nawet w scenie ataku paniki w samochodzie. A do tego ma doskonały komediowy timing.
Z ekipy show kradnie jednak John Carrol Lynch, który dostaje jedną doskonale napisaną scenę i wyciąga z niej maksimum. To doskonały castingowy pomysł, by wziąć aktora charakterystycznego i obsadzić go w nie do końca oczywistej dla niego roli. Tak ciepłej, wzruszającej i zabawnej Lynch jeszcze w swym dorobku nie miał i możliwe, że mówimy tu o jednym z najlepszych występów w jego wspaniałej karierze. Jeśli niektórzy głośno wspominają o oscarowych szansach dla Marka Hamilla za Życie Chucka to powinni jak najszybciej przestać i zainteresować się tym, co osiągnął w Sorry, Baby Lynch.
Film Victor okazał się dla mnie wielkim, zupełnie niespodziewanym prezentem na koniec tegorocznych Nowych Horyzontów. Ciepłym, empatycznym filmem o traumie, o mocy wielkiej przyjaźni (ba, hołdem dla tych, którzy nie porzucają nas w najcięższych chwilach). To opowieść pełna akceptacji i odwagi, znakomicie napisana i poprowadzona ręką pewną i zdecydowaną. Powtarzam się, ale oglądając Sorry, Baby nie sposób pomyśleć, że mamy do czynienia z pełnometrażowym debiutem. Nie wiem, co Victor stworzy dalej, ale już teraz, dla mnie, jest jednym z najciekawszych głosów młodego pokolenia twórców kina niezależnego.
Sorry, Baby zadebiutuje w kinach w całej Polsce 29 sierpnia 2025 roku. Za dystrybucję odpowiada Forum Film. My zachęcamy do lektury innych naszych tekstów z tegorocznej edycji festiwalu Nowe Horyzonty.